Dolnoślązacy w anegdocie. Banany i… zielone pomarańcze

Przy stoliku kawowym, podczas otwarcia we Wrocławiu Biura Handlowego Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu (24.08.2023 r.) w hotelu „Bridge” na wrocławskim Ostrowie Tumskim, spotkali się Sergiusz Kmiecik (przewodniczący Rady Miejskiej Wrocławia), Jarosław Krauze (prominenty radny Rady Miejskiej we Wrocławiu) i Rafał Zając (dyrektor Miejskiej i Gminnej Biblioteki Publicznej w Wołowie). Gdy rozmowa zeszła na wrocławskie Zoo, radny Krauze zaczął mówić, jakie wrażenie zrobiło kiedyś zdjęcie kuchni dla zwierząt w Afrykarium. Jest sterylnie czyste, jak w najlepszej restauracji. Dla każdego zwierzęcia sprowadza się specjalnie owoce i warzywa, manaty jedzą całe góry sałaty. Ta sałata kosztuje  majątek, ale nikt im jej nie żałuje, bo są wielką atrakcją Afrykarium. Przewodniczący Kmiecik podjął temat: – Jestem z rocznika 1978, pamiętam, jak poszliśmy do Zoo i w pawilonie dla wielkich małp zobaczyliśmy kawałek kuchni, w której przygotowywano im posiłki. Leżały w niej banany. Tak przykuły naszą uwagę, że nawet małpy nie zrobiły na nas takiego wrażenie, jak te banany.

To było w czasach, gdy jednym z najważniejszych newsów w wieczornym Dzienniku Telewizyjnym była informacja, że na redzie stoi już statek z kubańskimi pomarańczami. To znaczyło, że święta Bożego Narodzenia są tuż tuż. Kubańskie pomarańcze miały zielonkawą skórkę, ale smakowały podobnie, jak prawdziwe pomarańczowe pomarańcze. No i najważniejsze, że w ogóle były. Bo w sklepach za komuny nic nie było, oprócz octu. A jednak łza się na wspomnienie w oku kręci. Człowiek potrafił cieszyć się nawet z małych rzeczy. I żyło się jakoś łatwiej, choć było ciężko.

Marek Perzyński